Historia

GENEZA POWSTANIA TOWARZYSTWA POMOCY IM. ŚW. BRATA ALBERTA

            Innymi słowy zapytajmy, skąd się wzięło to stowarzyszenie dobroczynne powstałe we Wrocławiu w roku 1981?

Jakimi ideami i motywami kierowali się ludzie, którzy wpadli na pomysł czynienia starań o powołanie organizacji niesienia pomocy ludziom bezdomnym i opuszczonym? Z jakich środowisk pochodzili ludzie, którzy zjednoczyli się w tym szlachetnym celu jako grupa inicjatywna i założycielska? Co przyczyniło się do tego, że pomysł ten został szczęśliwie zrealizowany i że wojewoda wrocławski Janusz Owczarek po długich negocjacjach zarejestrował to Towarzystwo Pomocy.

Przenosząc się w sferę nadprzyrodzoną trzeba powiedzieć, że Towarzystwo Pomocy zawdzięcza swoje powstanie Matce Bożej Miłosierdzia, gdyż do Niej wiele modlitw było zanoszonych przez około dziesięć lat, aby jakaś pomoc została zorganizowana dla ludzi bezdomnych znajdujących się w tragicznym położeniu.

We Wrocławiu doszło do pomyślnego zjednoczenia się wielu osób z różnych środowisk, którzy odważyli się podjąć próbę zwrócenia się do władz z prośbą o wyrażenie zgody na utworzenie stowarzyszenia śpieszącego z pomocą ludziom znajdującym się w nieszczęściu. Petycja w tej sprawie podpisana przez około trzydzieści osób został złożona w czerwcu 1981 r. w Urzędzie Województwa Wrocławskiego.

  1. Inspiracją dla tych osób były słowa Jezusa Chrystusa „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”, również szerzący się za sprawą św. Siostry Faustyny kult Miłosierdzia Bożego nawołujący do czynienia miłosierdzia wobec bliźnich, a także przykład Abbé Pierre`a inicjatora ruchu „Emaus” dla ludzi bezdomnych i przegranych, zwłaszcza przykład bł. Matki Teresy z Kalkuty, której działalność na rzecz ludzi znajdujących się w skrajnej nędzy stała się widowiskiem dla całego świata. Jednak głównym natchnieniem była zdumiewająca i heroiczna postać Biedaczyny z Krakowa Adama Chmielowskiego – Brata Alberta oraz Jego działalność wśród bezdomnych i opuszczonych i idea „miłosierdzia po katolicku pojętego”. Pomoc dla bezdomnych świadczona przez Zgromadzenia Braci Albertynów i Sióstr Albertynek, zainicjowane przez św. Brata Alberta została jednak brutalnie przerwana po II wojnie światowej przez władze PRL pod pretekstem, że w socjalizmie nie ma i nie będzie bezdomnych.

U niektórych inicjatorów Towarzystwa Pomocy przeważały idee humanitarne i filantropijne w najlepszym tego słowa znaczeniu. U innych przeważały motywy utylitarne, aby przez zlikwidowanie grupy osób bezdomnych zapewnić społeczeństwu większe bezpieczeństwo, gdyż bezdomni często dokonują kradzieży, włamań, zakłócają spokój publiczny i często są nosicielami chorób zakaźnych.

  1. Nie jest łatwo prześledzić z jakich środowisk wywodzili się ludzie, którzy zjednoczyli się w celu czynienia starań o powołanie Towarzystwa Pomocy, ponieważ Towarzystwo nie posiada kopii petycji do wojewody Janusza Owczarka z nazwiskami osób, które podpisały tę petycję. Podpisy pod tą petycją zbierał mgr Lech Paździor, który później został wybrany na pierwszego prezesa Towarzystwa.
  2. Pierwszym i decydującym środowiskiem inicjatorów było środowisko ludzi wierzących, kierujących się zasadami Ewangelii, ideami miłosierdzia, przykładem słynnego Abbé Pierre`a, przykładem bł. Matki Teresy z Kalkuty, a przede wszystkim świetlanym przykładem św. Brata Alberta.

Do liczby ludzi tego środowiska należy zaliczyć ówczesnego ojca duchownego Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu ks. Lic. Józefa Pazdura, aktualnego biskupa seniora we Wrocławiu; również ks. Aleksandra Radeckiego ówczesnego wikariusza parafii Św. Rodziny we Wrocławiu, aktualnego ojca duchownego Wrocławskiego Seminarium Duchownego; kleryka bez święceń wyższych Jerzego Adama Marszałkowicza, pracownika Wrocławskiego Seminarium Duchownego; dr Wandę Jadwigę Kozaczyńską, na której tak silne wrażenie zrobił spektakl „Brat Naszego Boga” Karola Wojtyły, że przyłączyła się do albertyńskiej inicjatywy powołania Towarzystwa Pomocy. W 1983 r. dr W. Kozaczyńska została wybrana na Prezesa Towarzystwa. Do tejże grupy inicjatywnej należy zaliczyć dr Dionizego Ziębę, człowieka o bardzo silnych zasadach katolickich oraz bardzo szlachetnych i religijnych, państwa Piotrowskich Kazimierza radcy prawnego i jego żony Heleny. Petycję podpisał również kapłan prawosławnej parafii Ścinawa-Rudna; również katechetka Helena Niewiadomska i działacz zarządu Stowarzyszenia PAX pan Zając.

  1. Drugim środowiskiem inicjatorów Towarzystwa była wrocławska grupa „Maitri”, ruch żyjący ideami miłosierdzia bł. Matki Teresy z Kalkuty, śpiesząc Jej z pomocą przez wysyłanie do Indii paczek z odzieżą, obuwiem, przyborami do pisania itp. Około osiem osób z tej grupy podpisało petycję do wojewody wrocławskiego. Po zarejestrowaniu Towarzystwa młodzi „Maitrowcy” odegrali wybitną rolę w prowadzeniu Towarzystwa Pomocy i Schroniska Brata Alberta we Wrocławiu przy ul. Lotniczej 103/5.

Podpisali tę petycję do wojewody Marek Oktaba student Politechniki Wrocławskie, wybrany potem na wiceprezesa Zarządu Głównego Towarzystwa, również Mariusz Turkowski student Politechniki, wybrany potem na sekretarza Zarządu Głównego Towarzystwa. Podpisali tę petycję również inni „Maitrowcy”: Piotr Luda, Iwona Sienkiewicz, dwie młode absolwentki Akademii Medycznej we Wrocławiu i inni.

  1. Trzecią grupę inicjatorów Towarzystwa stanowili ludzie kierujący się ideami humanitarnymi i utylitarnymi, chcącymi położyć kres bolesnemu i niebezpiecznemu dla polskiego społeczeństwa problemu bezdomności. Do tych ludzi należał sędzia wojewódzki Sądu Wrocławskiego mgr Władysław Kupiec, człowiek bardzo szlachetny i zasłużony, ówczesny poseł na Sejm. Jego podpis pod petycją miał ogromne znaczenie polityczne. Należał potem do Zarządu Głównego Towarzystwa. Również podpisał petycję poseł na Sejm prof. Kazimierz Orzechowski. Do tej grupy inicjatorów należał pełen zapału niestety krótkotrwałego mgr Lech Paździor radca prawny, dr Sławomir Gutowski pracownik naukowy Akademii Rolniczej, który odegrał dużą rolę razem z L. Paździorem w negocjacjach w sprawie statutu Towarzystwa w Urzędzie Województwa Wrocławskiego. Petycję do wojewody podpisał ówczesny dyrektor Biura Pośrednictwa Pracy we Wrocławiu pan Skąpski.
  2. Do powstania Towarzystwa Pomocy na pewno przyczynił się Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” powstały w sierpniu 1980 roku. Sama ideologia „Solidarności” mówiła o jedności i solidarności wszystkich Polaków, również najbardziej pokrzywdzonych, opuszczonych i nieszczęśliwych. Nie ma dowodów na to, że wrocławska „Solidarność” wywierała nacisk na wojewodę wrocławskiego, aby zarejestrował Towarzystwo Pomocy. Jednak klimat strajków i ruch „Solidarności” robotników w całej Polsce miał ogromne znaczenie. Warto zaznaczyć, że w „Biuletynie Wrocławskiej Solidarności” znalazła się notatka, że NSZZ Solidarność będzie popierać działalność mającego powstać we Wrocławiu Schroniska dla bezdomnych. Również na zebraniu założycielskim Towarzystwa Pomocy w dniu 14 listopada 1981 r. zjawiła się przedstawicielka „Solidarności”, która oświadczyła, że „Solidarność” będzie udzielać wszelkiej pomocy Towarzystwu i Schronisku dla bezdomnych.

Trudno przecenić fakt, że ostateczne poparcie dla powstania Towarzystwa Pomocy wyraził ks. Kardynał dr Henryk Gulbinowicz Metropolita Wrocławski, który również był indagowany przez władze w tej sprawie. Obiecał też pomoc dla Schroniska i polecił Wrocławskiemu Caritas przydzielać Schronisku dary żywnościowe płynące wówczas z zagranicy. W lutym 1982 r. uroczyście poświęcił Schronisko i tam odprawił Mszę św. Późnej objął swoim patronatem całe Towarzystwo Pomocy i mianował ks. Biskupa Józefa Pazdura delegatem Kurii Wrocławskiej dla Towarzystwa.

Dnia 2 listopada 1981 roku tuż przed wybuchem stanu wojennego wojewoda wrocławski zarejestrował Towarzystwo Pomocy. Była to jedyna wówczas pozarządowa organizacja o charakterze charytatywnym. Tak więc problem ludzi bezdomnych w PLR, który narastał z roku na rok z wielu przyczyn znalazł przynajmniej częściowe ujawnienie i rozwiązanie, choć przez kilkadziesiąt lat był przemilczany i objęty zapisem cenzury.

Towarzystwo Pomocy zostało zarejestrowane pod nazwą „Towarzystwo Pomocy im. Adama Chmielowskiego”, choć według postulatów członków założycieli miało się nazywać „Towarzystwo Pomocy Bezdomnym im. Brata Alberta”. Jednak wojewoda nie zgodził się na taką nazwę. Dopiero później po upadku PRL i po kanonizacji Brata Alberta Towarzystwo przyjęło się realizować zawsze żywą i aktualną ideę swego Patrona – ideę miłosierdzia po katolicku pojętego. Z ziarnka gorczycznego zasianego we Wrocławiu rozrosło się obecnie wielkie drzewo, dające schronienie wielu nieszczęśliwym ludziom.

 

Opracował Jerzy A. Marszałkowicz, 2005 r.


 

Dar gorących serc i rąk

            Mieszkańcy Dynowa znani byli zawsze z dużej ofiarności na cele publiczne. Niejednokrotnie podejmowali się bardzo poważnych zadań – zwanych czynami społecznymi – które następnie z uporem realizowali. Zdecydowana większość obiektów służących dziś miastu, jak też okolicznym wioskom powstała dzięki wysiłkom miejscowego społeczeństwa i władz miejskich. Ostatnio byliśmy znów świadkami przekazania do użytku nowego, wspaniałego dzieła ofiarnych serc i rąk – Domu Pogodnej Starości im. św. Brata Alberta.

Myśl przyjścia z szerszą pomocą osobom „trzeciego wieku”, znajdującym się często w bardzo trudnej sytuacji życiowej, zrodziła się w kręgu dynowskiej „Solidarności” pod koniec 1980 r. Nie był to jednak okres sprzyjający tego rodzaju zamiarom. Niepokoje i głębokie przemiany polityczne zachodzące wówczas w Polsce, jak tez trudna sytuacja gospodarcza nie dawały gwarancji na urzeczywistnienie zamysłu. Kilku jednak działaczy „Solidarności” nadal z uporem wysuwało na czoło podejmowanych zadań konieczność objęcia daleko idącą opieką osób w starszym wieku, pozbawionych środków niezbędnych do życia. Na myśl mieli oni zarówno mieszkańców Dynowa, jak też okolicznych wiosek. Za najwłaściwsze rozwiązanie problemu uznali budowę obiektu, w którym zapewniona byłaby potrzebującym stała opieka. Wkrótce myśl ta znalazła wielu zwolenników. Przecież niejedno już zbudowaliśmy w Dynowie czynem społecznym – twierdzili – zbudujemy więc również i dom najuboższym.

Późną jesienią 1981 r. odbyło się na plebanii pierwsze zebranie organizacyjne, które miało wyłonić komitet budowy przytułku dla ubogich. W zebraniu tym obok działaczy „Solidarności” i księdza proboszcza Józefa Ożoga wzięli również udział dyrektorzy i kierownicy zakładów pracy oraz szkół w Dynowie. Wszyscy zebrani poparli propozycję budowy, jak wówczas nazwano Domu Pogodnej Starości, po czym wybrali kilkuosobowy Zarząd. W jego skład weszli: ksiądz Józef Ożóg jako – przewodniczący, Mieczysław Jurasiński – zastępca przewodniczącego, Zygmunt Dźwigaj – księgowy, Jan Tucki – skarbnik oraz trzej inni uczestnicy zebrania. Jednocześnie określono wówczas zakres działań Zarządu. Zdaniem ogółu zasadniczą troską Zarządu winno być gromadzenie funduszy na budowę i propagowanie w środowisku potrzeby wspierania czynami podjętego zamysłu. Obecni natomiast dyrektorzy i kierownicy zakładów pracy oraz szkół, jako członkowie Komitetu, zobowiązali się zachęcać podległych im pracowników do dobrowolnego opodatkowania swych wynagrodzeń na rzecz budowy wspomnianego obiektu.

Dobrowolne opodatkowanie się pracowników na okres budowy Domu Pogodnej Starości stanowiło podstawowe źródło wpływów na konto Komitetu otwarte w Banku Spółdzielczym w Dynowie. Wkrótce też ks. proboszcz J. Ożóg przeznaczył z gruntów parafialnych odpowiednio dużą parcelę pod przyszłą budowę, przylegającą do ulicy gen. Świerczewskiego.

Wpływy na konto Komitetu pozwoliły na zakup pierwszych materiałów budowlanych w postaci bloków pianobetonowych i desek oraz na zlecenie wykonania projektu budynku inżynierowi architekcie Jerzemu Dawnisowi w Przemyślu. Przygotowany przez inżyniera projekt zaskoczył wszystkich rozmiarami, przekraczał bowiem najśmielsze marzenia. Po długich jednak debatach został zatwierdzony przez Komitet budowy i zyskał aprobatę miejscowego społeczeństwa. Wiosną 1982 r. przystąpiono do budowy.

Stan wojenny, jak i dalsze niepokoje polityczne w Polsce nie miały poważniejszego wpływu na trwające przygotowania do budowy i jej rozpoczęcie. Pierwsze prace polegające na lasowaniu dużych ilości wapna niezbędnego do dalszych robót przebiegały szybko i sprawnie. Nie brakowało bowiem osób zgłaszających się do bezpłatnej pracy. Do najcięższych robót wykonywanych bezpłatnie należało między innymi przygotowanie wykopów pod piwnice i ławy fundamentowe budynku. Przebiegały one powoli, gdyż pod uprawna warstwą ziemi zalegało zwarte i trudne do poruszenia podłoże. Wykopy te wykonywano ręcznie za pomocą oskardów i łopat, ziemię zaś wywożono taczkami. Uczestniczyli w nich pracownicy różnych zakładów, w tym także Spółdzielni Inwalidów im. J. Kilińskiego w Dynowie. Kierownicy zakładów zwalniali do tych robót chętne osoby, często w godzinach normalnych zajęć, dostarczali również zakładowych pojazdów do transportu materiałów budowlanych. Znaczący udział w robotach miała także młodzież dynowskich szkół średnich, przybywająca w razie potrzeby na teren budowy z wychowawcami, jak na przykład z Aleksandrem Gerulą. Ogólny zapał wspierany bywał nadal wpłatami poważnych kwot na konto Komitetu pochodzącymi np. ze składek zbieranych w kościele czy też z dochodów uzyskanych przez Amatorski Zespół Teatralny w Dynowie.

Po wykopaniu ziemi pod ławy fundamentowe i zazbrojeniu ich wykonano także bezpłatnie betonowanie. Teraz nadeszła już pora na roboty fachowe. Murarzom jednak nadal przez cały okres trwania budowy za pomocników służyli pracujący społecznie ochotnicy. Wśród nich przodowali członkowie „Solidarności”.

Mijały lata, rosły powoli mury i piętra, lecz zaczynało brakować pieniędzy, a często i sił do dalszej pracy. W tym ciężkim okresie obok Zarządy Komitetu z największymi trudnościami zmagał się Lech Prokop. Mody i ambitny pracownik Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Dynowie podjął się w okresie budowy bezpłatnie funkcji kierownika robót, zaopatrzeniowca, a także magazyniera i pełnił ją nadal z wytrwałością godną podziwu. Tymczasem pogarszająca się sytuacja gospodarcza w kraju i zubożenie społeczeństwa przyhamowały ludzką ofiarność. Zaszła więc potrzeba sięgnięcia do państwowej kieszeni.

Pierwszą poważniejszą dotację ze Skarbu Państwa uzyskał Komitet dzięki pośrednictwu m.in. Zbigniewa Szałajdy, następna wpłynęła nieco później z Zarządu Głównego Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta we Wrocławiu.

W 1990 r. nawiązany został bliski kontakt z Zarządem Głównym wspomnianego Towarzystwa. Za cenę pomocy finansowej, która umożliwiłaby zakończenie budowy obiektu, Zarząd Komitetu zobowiązał się oddać budynek do dyspozycji Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta. Krok ten okazał się krokiem jak najbardziej słusznym, gdyż dzięki funduszom przekazanym przez Towarzystwo budowa została zakończona w zasadzie już pod koniec 1991 r. Formalne podpisanie umowy notarialnej nastąpiło w dniu 14 lutego 1992 r. Na mocy tejże umowy Dom Pogodnej Starości w Dynowie, będący nadal własnością parafii Dynów, oddany został w bezpłatną dzierżawę Towarzystwu im. Brata Alberta na czas nieokreślony.

Ostatnie prace wewnątrz i na zewnątrz budynku dobiegły już końca. W połowie maja 1992 r. pojawili się w nim pierwsi pensjonariusze, zaś uroczyste poświęcenie przez ks. arcybiskupa Ignacego Tokarczuka w dniu 31 maja 1992 r. trzypiętrowego obiektu o powierzchni użytkowej około 2500 m2 i kubaturze sięgającej 11000 m3 zamknęło oficjalnie długoletni okres budowy. Od tej pory Dom Pogodnej Starości im. św. Brata Alberta w Dynowie pełni rolę, jaką wyznaczyli mu 11 lat wcześniej, nieobojętni na niedolę bliźnich, działacze. Dzięki im wszystkim za to.

 

 Mieczysław Krasnopolski


„Pochylone ziarnem kłosy”  

            „Nie da się nic zrobić, idziemy ku katastrofie, kraj ogarnia wielka apatia po komunizmie i wielki strach przed kapitalizmem, przed koniecznością wytrwałej pracy i agresywnej konkurencji”. Taki jest mniej więcej przewodni motyw rozmów dzisiejszych Polaków. A przecież wszyscy wiemy, że nadzieja zawsze jest uzasadniona, a wspólnota wytrwałej pracy zawsze rodzi owoce. Dobrze jednak za pośrednictwem żywego konkretu dotknąć rzeczywistości zbudowanej właśnie nadzieją i siłą solidarności przez małe i duże „S”.

Takim konkretem nadziei i owocem moralnej siły solidarności jest poświęcony przez abp – metropolitę ks. Ignacego Tokarczuka Dom Pogodnej Starości im. św. Brata Alberta w Dynowie. Wielki autentyczny czyn społeczny.

Zaczęło się wszystko w ziemie 1980/81. ludzie wyjeżdżają masowo z kraju, wypędzani wieloletnim kryzysem gospodarczym. Starzy pozostają bez opieki. A przecież wiadomo: dwie epoki w każdej ludzkiej egzystencji wymagają opieki i szczególnej uwagi: wczesne dzieciństwo i późna starość. Dzieciństwo łatwiej mobilizuje wrażliwość społeczną, przy tym jest drogą budowania przyszłości. Starość wymyka się tej uwadze. O starych najłatwiej zapomnieć. Dlatego właśnie ówczesna „Solidarność” ściśle Międzyzakładowy Komitet Koordynacyjny NSZZ „Solidarność” w Dynowie postanawia podjąć trud budowy Domu Pogodnej Starości. Powstał Społeczny Komitet Budowy, którego przewodniczącym został miejscowy proboszcz i dziekan ks. Józef Ożóg. To dzięki „firmie kościelnej”, obecności w komitecie budowy proboszcza, inicjatywa budowy nie upadła po zdławieniu „Solidarności” w czasie stanu wojennego. „Budujemy dalej” – oświadczył proboszcz w czasie ogłoszeń parafialnych w ostatnią niedzielę stycznia 1982 r. Również wtedy proboszcz informuje parafię, że cały dynowski świat pracy deklaruje 1 proc. swoich płac składać na fundusz tej budowy. W kilka tygodni później proboszcz ogłosi, że zebrane fundusze przeznaczone są na materiały, na opłacenie dokumentacji, na płace dla niezbędnych fachowców, ale pozostaje moc pracy do wykonania – pracy ciężkiej, ale dla wszystkich dostępnej. Apeluje więc o bezpłatną, ochotniczą robociznę. Wertując kartki dziennika budowy widać, że apele proboszcza i głównego budowniczego domu, inż. Jerzego Dawnisa, nie pozostały bez echa. Pracowali wszyscy: zakłady pracy, ich sprzęt budowlany, szkoły ze swoimi nauczycielami. W komitecie budowy znaleźli się tacy, którzy cały swój pozazakładowy czas poświęcili tej budowie, np. Leszek Prokop czy główny księgowy budowy Zygmunt Dźwigaj, przez którego ręce płynęły darowizny, składki, ofiary. Dobra sprawa, realizowana zbiorowym wysiłkiem, zwróciła uwagę w całym kraju. Oto np. dynowianin inż. Zbigniew Szałajda, wicepremier do spraw gospodarczych w rządzie Massnera, w 1986 r. wpłaca na to dzieło 60 milionów, co w tamtym czasie, gdy 1 cegła kosztowała 10 zł (dziś kosztuje 400 zł!), było znaczącym wkładem.

Ostatnią fazę budowy, polegającą głównie na instalacji kosztownego wyposażenia, zrealizowało przy pomocy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej(kierowanego wówczas przez min. Jacka Kuronia) Towarzystwo im. Brata Alberta, które dziś administruje domem i jest odpowiedzialne za życie powierzonych jego opiece sędziwych pensjonariuszy. A jest o co dbać! Trzypiętrowy dom na 80 miejsc w mieszkaniach jedno- i dwuosobowych (składają się z przedpokoju, łazienki z wanną, wc i pokoju z loggią), kuchnia z całym najnowocześniejszym zapleczem technicznym, windą, ambulatorium, gabinety lekarskie, kaplica ozdobiona wyszukaną boazerią i rzeźbą przedstawiającą św. Brata Alberta dłuta dynowianina Bogusława Kędzierskiego – to wielki majątek, do którego trzeba dodać wyposażenie ruchome w postaci pościeli, naczyń stołowych itd. Wszystko się dziś świeci nowością, a widok pokoi wywołuje ciche westchnienie: „tak właśnie chciałbym mieszkać na starość, wśród zieleni, na tle ogrodu plebańskiego i parku dworskiego, wiedząc, że nad moją starością pochylają się ludzie tacy, jak np. obecna kierowniczka domu Teresa Nalepa, którzy dysponują odpowiednimi narzędziami i środkami”.

Uroczystość otwarcia domu poprzedziła msza św. koncelebrowana, której asystował arcybiskup – metropolita Ignacy Tokarczuk z Przemyśla. W czasie mszy św. on właśnie miał kazanie. Skracając jego wypowiedź zatrzymajmy się na kilku myślach. Daliście przykład całej Polsce, co można zrobić w zespolonym wysiłku wokół ważnej i wielkiej sprawy. Tak, są siły w narodzie. Trzeba je tylko wydobyć. Im prędzej się to stanie, tym szybciej skończy się okres obecnego chaosu. Dziękuję wam, dziękuję całej rzeszy ludzi, którzy umieli wytrwać przez 11 lat we wspólnym wysiłku i doprowadzić budowę do końca. Dom jest pod skrzydłami świętego Brata Alberta, który, gdyby był Francuzem, Niemcem czy Anglikiem, znany byłby w całym świecie jako jeden z największych duchów XX wieku. Dziś nie ma nic bardziej sensownego i potrzebnego, jak praca nad ludzką biedą i samotnością. Zwłaszcza nad biedą starych, dziś – w przeciwieństwie do dawnych obyczajów – traktowanych jak zużyte maszyny. Ten dom uczy nas wszystkich, że starzy to nie maszyny, a pochylone ziarnem kłosy. 11-letni wysiłek setek ludzi przyniósł owoc taki, któremu służył Brat Albert – ten polski Franciszek z Asyżu, niemal skrojony na potrzeby współczesnego człowieka – owoc dobroci. „Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole” – uczył całą swą rodzinę zakonną i nas poprzez Towarzystwo im. Brata Alberta i jego dzieła, takie jak właśnie dynowski Dom Spokojnej Starości, w którym inicjatywa „Solidarności” łączy się z duchem jednego z największych świętych polskich.

Adam Paygert